Dlaczego Berlin?
Gdy się zastanawiam, jaki jest główny powód dla którego warto wybrać Berlin, to argumentów jest tak dużo, że nie wiem, co podać jako ten główny powód. Podobno w swojej popularności, jeśli mówimy o Europie to przegonił liczbą turystów Pragę, Londyn i np, jest niewiele mniej popularny niż Paryż czy Amsterdam.
Czemu tylu ludzi kieruje swoje kroki właśnie w niemieckie strony? Nie mam pewności co do innych osób, ale mnie zauroczyło między innymi te kilka tematów po berlińskiej stronie:
1. Rowery.
Po ostatnim pobycie nie mam najmniejszych wątpliwości, że Berlin stał się drugim Amsterdamem gdy chodzi o zagęszczenie rowerów na każdej wolnej przestrzeni:) Rowery są po prostu na każdym kroku w Berlinie- ludzie jeżdżą tam na wszystkim: od odpicowanych, bajeranckich ostrych kołek, po praktycznie pordzewiałe, wyglądające jak żywcem wyciągnięte z piwnicy dziadka stare miejskie rowery. Fajowo to wygląda, jak przez ulice śmigają ubrani w garnitur i pędzący w trampkach kolesie, młode mamy z wsadzonymi z tylu, w przyczepkach na kolkach, dzieciaczkami, czy uroczy emeryci jak ta nobliwa Pani która pędziła po ulicach Berlina na rowerze z koszyczkiem ubrana w złoty kask. Nikomu te rowery nie przeszkadzają, nikt nie rzuca w nich obelgami jak jeżdżą po ulicy, ani nie morduje wzrokiem jak przejedzie jakiś po chodniku. I wszyscy jakoś żyją w zgodzie.
2. Zielone miasto
Ciekawe wizualnie jest to, ze Berlin mimo całej swojej rozbudowanej architektury, kilometrów dróg ( i świetnej komunikacji), i tego że przestrzeń miejska jest tam tak rozległa, to miejsc gdzie można iść i pooddychać zielonymi płucami miasta jest cała masa. Nie chodzi mi tylko o parki miejskie, ale pełno miejsc gdzie w architekturę wkrada się natura. Galeria handlowa w centrum miasta z rosnącymi pośrodku niej na szybie kilkumetrowym lasem?:) to co prawda, nie jest przypadkowe ale na pewno inspirowane innymi miejscami w mieście i ładnie łączy nowoczesne centrum miasta z naturą. W kawiarniach i knajpach pełno jest wyłażącej zewsząd, i pnącej się zieleniny. Największe wrażenie zrobił jednak na mnie miejski ogród Prinzessinnengarten. To taki mały, piękny, socjalny twór w całości zbudowany, i utrzymywany dzięki pracy wolontariuszy. Jedzenie, które w nim jest podawane, w całości zostało wyhodowane i przygotowane na miejscu. Idąc więc na posiłek, po drodze mijasz pomidory posadzone w szklarniach, marchewkę rosnącą w skrzynkach na ziemi, ule dla pszczół, a pomiędzy tym wszystkim, żwawo krzątają się wolontariusze którzy pielą, sadzą, budują świetny klimat w samym środku miasta. Wstęp oczywiście wolny, można poczytać książkę i posiedzieć, bo ławek, miejsc w których można się wyciszyć i pobyć jest na tym zielonym skrawku ziemi cała masa.
3. Kreuzberg
Jedna dzielnica, a tyle opowiadania. Co tu dużo gadać-oto mekka i najbardziej hipsterska dzielnica Berlina. W latach 80, kiedy szerzyła się moda na punkowe klimaty, sporo osób związanych z tym tematem postanowiło tam zamieszkać i stopniowo zmieniało to dzielnicę. Dzisiaj jest tam knajpa na knajpie, kawiarnia przy kawiarni, a stoliki przy każdej z nich wychodzą na ulice, a w powietrzu unosi się klimat totalnego luzu i swobody. Na ulicy pełno odważnie (dziwnie;0) ubranych ludzi, masa vintage shopów kuszących z ulicy bijącymi neonami. Co krok jakaś mała galeria, czy księgarnia z albumami albo antykwariat. Jeśli teraz wyobrażasz sobie piękne galerie, zadbane uliczki i kawiarnie, i ogólnie jeśli wyobrażasz sobie ze ta dzielnica wygląda pięknie i z klasa, to tym razem Berlin też cię trochę zdziwi. Po punkowym klimacie zostały wszędzie wymazane ściany. Mówiąc wszędzie mam na myśli też w toaletach, gdzie praktycznie wszędzie, każdy skrawek został przez lokalnych zamalowany, zamazany, zabazgrany. I ok to tez ma swój urok.
4. Strandbar Mitte.
Zakochałam sie w tym miejscu. Po prostu. Urokliwe, piękne, romantyczne. Położone zaraz obok wyspy niemieckich muzeów, które w nocy są dodatkowo malowniczo oświetlone. Całe to miejsce to tak naprawdę połączenie miejskiej sztucznej plaży na której można wypić piwo albo drinka podziwiając druga, muzealną stronę rzeki, z małym placem zaraz obok. I to co skradło mi serce to to, ze na tym małym placyku, wieczorami kilkanaście par tańczy tango. Tańczy? W sumie jak sobie to odtwarzam w pamięci to część z nich po prostu płynęła na tym parkiecie. I ciągle mam w pamięci tą piękną kobietę w czerwonym golfie, która z taka gracja poruszała się po tym prowizorycznym parkiecie, że do tej pory zastanawiam się czy była baletnicą czy tancerką. Lubie ten obraz, który mam z tego wieczora w głowie, klimat minionej epoki.
Ładnie Berlin łączy wszystkie kontrasty, jest nowoczesny, ale klasyczny, nowoczesny, ale w niektórych miejscach pozytywnie staroświecki, w pełni urbanistyczny, ale nawet w środku miasta można odetchnąć zielenią. Fajnie łączy tyle obszarów, dobrze ze to tylko 150 km od Szczecina?