_KAM2551125.jpeg

 

Fotografująca wszystko wokół. Wegetarianka.Kociara.Biegająca za wszystkim co warte uwagi.

Uzależniona od adrenaliny, pozytywnych wrażeń i wszelkich estetycznych doznań.

Roztoka. Ulubione schronisko w Tatrach

Roztoka. Ulubione schronisko w Tatrach

Wiedziałyśmy, zatrzymując się na ponad tydzień w górskim schronisku, że jego położenie nie jest najłatwiejsze. Schronisko Roztoka, bo o nim mowa, to dla mnie miejsce w którym zostawia się kawałek duszy.

Ciężko jest wytłumaczyć komuś, kto nigdy nie zatrzymywał się w górskich schroniskach, dlaczego zostawia się tam spory fragment serducha. Zbierasz rzeczy, pakujesz ciężki plecak, wiesz, że znowu czeka Cię spory odcinek drogi powrotnej, która z jakimiś 17 kg na plecach nie jest łatwą sprawą. Próbujesz zawzięcie wcisnąć te same rzeczy z powrotem do wielkiego turystycznego plecaka, które jeszcze tydzień temu z taką łatwością do niego pakowałaś. Przywiązujesz górskie buty za sznurówki gdziekolwiek gdzie znajdziesz miejsce, bo nie ma szans, żeby zmieściły się z powrotem do środka. Potem będą miarowo uderzać cię w plecy przy każdym podejściu, ale Ty i tak będziesz się uśmiechać. Uśmiechać będziesz również się schodząc w dół ze schroniska, serpentynową asfaltową drogą z powrotem do cywilizacji i  tego co za sobą zostawiłaś. Przy tym, po drodze będziesz się zastanawiać czy przez ten cały czas spędzony w tej górskiej chatce naprawdę wydarzyło się tyle, że zastanawiasz się czy to suma jakiś górskich doświadczeń z poprzednich lat, czy rzeczywiście przez ten tydzień w Dolinie Roztoki udało się poznać tylu nowych ludzi, wysłuchać tyle różnych historii. Dlaczego zamiast zatrzymać się w wygodnym hotelu, gdzie wieczorem wskoczyłabyś do ciepłych bąbelków w jacuzzi z lampką Prosecco w dłoni, ty wybierasz wieloosobowy pokój w górskim schronisku i gorący kubek grzańca przy wieczornych rozmowach na wspólnej sali. 

Wspólne granie w karty, w gry i planszówki w które nie grało się od lat i zupełnie zapomniało zasady. Gdzie  jest głośno, bo ktoś w mniejszej sali zaczyna śpiewać i grać na gitarze. W naszej z kolei przypadkowe rozmowy o najważniejszych tematach świata w górach: czyli jak trasa, czy było ciężko, jak warunki, co najlepiej zrobić na obtarte stopy. Więc wybierasz ten schroniskowy gwar świadomie, ciesząc się, że poznajesz tylu ludzi z kraju i którzy wpadli poznać Polskę z górskiej strony.

Część ludzi i historii zmieniała się w schronisku codziennie, natomiast sedno i sens rozmów pozostawał ten sam. Może to ten klimat wspólnych rozmów na sali w schronisku, może luźne rozmowy przy talerzu gorącej borowikowej (Mniam!), którą jedliśmy na powietrzu łączyła tak przypadkowych ludzi i wszystkie nasze historie? Nie wiem. 

Rozumiem za to doskonale, czemu to schronisko w skali Bookingu ma tak wysoką notę zarówno za noclegi jak i kuchnię. Zrozumiecie to chwilę po tym jak zamówicie na kuchni ruskie pierogi, naleśniki z serem i jagodami czy wspomnianą wcześniej zupę borowikową z kluseczkami. Jak w dodatku będziecie na tyle szaleni by zgodnie z opowieściami zamówić domową szarlotkę z lodami to zrozumiecie czemu mówi się, że to najlepsze i najmilsze schronisko w całych Tatrach i że nie ma zupełnie drugiego takiego miejsca. Pierwsze co mi przychodzi na myśl to unikalne, wyjątkowe i takie zupełnie oderwane od rzeczywistości. Przy tym skromne, naturalne, z drewnianym wykończeniem, ale absolutnie czyste. Genialna łazienka z podgrzewaną podłogą była absolutnym luksusem. Podobnie nowoczesna suszarnia, w której można było zostawić wszystkie wilgotne i mokre rzeczy, żeby nie trzymać ich w pokoju. Jednak bez ludzi którzy tam pracują, to miejsce na pewno nie miałoby takiej domowej atmosfery. Nie mam pojęcia jak udało im się ją stworzyć i utrzymać przy tak stale zmieniających się gościach, ale przy takiej rotacji gości, udaje im się utrzymać niesłabnący poziom domowego ciepła i serdecznej atmosfery, w tłumie obcych sobie ludzi.

Jeśli chodzi o nocleg są opcje zarówno w pokojach 2, 3 osobowych (na górze) jak i wieloosobowych (na dole). Nocowałam w obu wersjach i zdecydowanie jestem fanką mniejszych pokoi :) Jednak nie śmiem deprecjonować tego cennego schroniskowego doświadczenia jakim jest spanie na piętrowych łóżkach w kilkunastoosobowych pokojach.

Nie wiem jak często macie tak, że czytaliście o jakimś miejscu tyle dobrego, wyobrażacie je sobie więc dokładnie. Niemal zanim tam wylądujecie jesteście w stanie wyobrazić sobie detale. Znacie to miejsce z różnych kadrów z instagrama. Wiecie o nim tyle, że wręcz macie obawy by jechać tam pierwszy raz, bo to trochę niemożliwe by istniało miejsce tak niewyobrażalnie dobre. Nie byłam tam pierwszy raz, to już trzeci pobyt w Roztoce. Zawsze na kilka nocy, bo wiem, że jedna czy dwie to niewyobrażalnie mało. Położone absolutnie na uboczu, niby niewiele bo 15 minut od szlaku, ale powoduje, że większość turystów omija je szerokim łukiem.

Urzekały mnie poranki tam. Ochlapywałam tylko twarz zimną wodą w łazience, szybkie mycie zębów, zarzucałam cokolwiek na siebie, zamawiałam kawę i naleśniki z jagodami i biegłam na zewnątrz. Widok lasu, śpiew ptaków to wszystko potęgowało tylko wrażenie oderwania tego miejsca od reszty świata. Bycie absolutnym azylem. Miłość do Schroniska Roztoka nie jest wcale taka oczywista. Nie ma ani najłatwiejszego położenia ani lokalizacji. Jak na bazy wypadowe w góry wypada dość blado- przy Schronisku Pięciu Stawów, które jest doskonałą bazą wypadową w wyższe partie Tatr, pod względem lokalizacji wypada dość słabo. Ta bezwarunkowa miłość do Schroniska Roztoka gwarantuje, że mimo, że pobyt tam skutkuje zawsze około dwoma dodatkowymi godzinami w góry, które spędza się albo podchodząc pod górę, albo z niej wracając , to po drodze na dalsze szczyty  mijasz miejsce takie jak pewna skała, którą mijałyśmy na trasie w góry praktycznie dwa razy dziennie. Przyjęło się, że była naszym umownym, cichym postojem. Miejscem do którego się przyzwyczaiłyśmy. W najlepszym tego wymiarze słowa: bo przyzwyczajenie to dla mnie nie tylko to, co wygodne. Przyzwyczajenie to dla mnie ludzie i miejsca, które dają mi komfort. Czucia się sobą, a braku poczucia, że muszę jakimś tematem wypełnić rozmowę. Nie wiem, czy więcej milczałyśmy gdzieś więcej niż tam z siostrą. A było coś absolutnie kojącego w tym naszym cichym porozumieniu z widokiem na Tatry. Nie odkryłam jeszcze czemu góry zawsze tak mnie koją. Myślę, że dlatego ludzie lubią ten moment w samolocie kiedy odrywa się od ziemi, czy stojąc przed tak majestatycznym widokiem, jak ten który miałam tu przed sobą: zabierasz w te miejsca swoje myśli czy problemy i dopiero z tej perspektywy widzisz jak małe tak naprawdę są.

Lubiłam ten nasz cichy postój w drodze z albo w drodze do naszego górskiego domu. Niesamowicie kojąco działał na mnie widok zapalonych świateł w schronisku, gdy po kilkunastu godzinach wracałyśmy już często dosłownie na ugiętych nogach. Jeśli miałabym wymienić miejsca w życiu do których najprzyjemniej mi się wracało, to Schronisko Roztoka zdecydowanie otwierało by tę listę.


Pamiętam jak dziś nasz ostatni dzień tam. Wyjątkowo nie ruszałyśmy w góry, postanowiłyśmy zaszyć się na leżakach przed schroniskiem. Tego dnia wyjątkowo mocno świeciło słońce. Czytałyśmy książki pod wielkim drzewem, co chwilę przychodziła zaczepiać nas biała kotka właścicieli, Zaspa, która każdą rzecz leżącą na drewnianym stole postanowiła zrzucać niesforną kocią łapką. Każda z nas miała książkę, cisza, spokój i nagle widzę, że koło nas dosłownie zaraz za płotem sunie majestatyczny, olbrzymi jeleń z porożem. Jako, że w otoczeniu znajdują się głównie lasy to epickość tej sceny jesteście zapewne w stanie sobie wyobrazić.

Miałam przez chwilę tak, że głęboko zastanawiałam się czy się tym miejscem podzielić. Czy mówić głośno i nagłośnić fakt, że to jedno z najbardziej genialnych miejsc w Tatrach, w dodatku, wystarczy w drodze nad Morskie Oko odbić 15 minut  w bok kamienistą ścieżką by znaleźć się w cichym, dobrym miejscu w sercu Tatr z najlepszą kuchnią. 

Jeśli podobał wam się ten tekst to zapraszam was do obserwowania mojego fanpage’a na Facebooku

Pierwszy dzień w Tatrach. Szczyt na pierwszy dzień -Kasprowy Wierch

Pierwszy dzień w Tatrach. Szczyt na pierwszy dzień -Kasprowy Wierch

Plastik. Co z nim dalej zrobić?

Plastik. Co z nim dalej zrobić?