_KAM2551125.jpeg

 

Fotografująca wszystko wokół. Wegetarianka.Kociara.Biegająca za wszystkim co warte uwagi.

Uzależniona od adrenaliny, pozytywnych wrażeń i wszelkich estetycznych doznań.

Dlaczego najmniejszy szczyt w Tatrach narobił mi największych problemów?

Dlaczego najmniejszy szczyt w Tatrach narobił mi największych problemów?

Nosal to jeden z najniższych szczytów do zdobycia w Tatrach. W zasadzie w przewodnikach uznawany jest za … wzniesienie, tyle że takie na 1206 m n.p.m. Nie jest ani imponująco wysoki, ani trudny technicznie, to dlaczego miałam z nim najwięcej problemów i okazał się dla mnie największym wyzwaniem?

To był ostatni pełny dzień, kiedy byliśmy w Zakopanem. Po poprzednich dniach i wyprawach byliśmy już lekko wykończeni, więc decyzja że tego dnia miało być łatwo i przyjemnie była szybka i jednogłośna. Dodatkowo wszystkie prognozy pogody jakie sprawdziliśmy były te same: tego dnia będzie padać i to mocno, a przez całą Polskę mają przejść solidne burze. Wiedzieliśmy więc tym bardziej, że jeśli gdzieś ruszymy, to nie może być tego dnia żadna poważna wyprawa.

Przyznam, że fakt że tego dnia ma być pierwszy raz odkąd byliśmy w Zakopanem załamanie pogody i ochłodzenie zbytnio mi nie przeszkadzało. Wstałam rano i czułam się fatalnie. Bolało mnie na całego gardło, kręciło mi się w głowie i byłam osłabiona. Czułam to wyraźnie przy śniadaniu, kiedy mimo że wszystko wyglądało pięknie i świeżo, nie miałam siły wmusić w siebie czegokolwiek. Jakoś wcisnęłam w siebie dwie kromki razowego pieczywa posmarowane masłem, a na sok pomarańczowy który normalnie uwielbiam pić litrami nie mogłam nawet patrzeć. Domyślałam się już że coś się ze mną dzieje, ale nie wiedziałam jeszcze co.

Wzięliśmy ze sobą tradycyjnie bidony pełne wody i izotoniki. Po drodze zanim weszliśmy jeszcze na szlak wypiłam dużą część wody i ciągle czułam pragnienie. Myślałam, że to kwestia powietrza (było duszno, wręcz gorąco i jak to przed burzą, praktycznie w ogóle nie było wiatru), ale już po chwili musiałam odpocząć. Kilkaset metrów i kolejny odpoczynek i tak kilka razy. Gdy znaleźliśmy się na polanie Olczyskiej, na której były ławki, po prostu położyłam się na niej na kilkanaście minut. Podejście pod górę nie było trudne, bardziej monotonne bo przez dużą część ścieżki szliśmy po prostu lasem, który w wyniku ostatnich huraganów które przeszły przez Tatry poskładał potężne drzewa jak zapałki. Szliśmy powoli a ja i tak czułam jak ciało się buntuje. Konrad widząc co się dzieje od razu spytał czy zawracamy. No ale jak? Śnię po nocach o wielkich górach, a tu miałam wymięknąć na takiej góreczce? No way! Ostatni łyk wody i trzeba było się wziąć w garść.

Chwilę przed szczytem na Nosalowej Przełęczy zatrzymaliśmy się żeby zrobić trochę zdjęć, a później czekało nas całkiem strome podejście.

Tak jak wspominałam, szczyt Nosala nie jest imponujący, jest stromy, owszem, ale bez względu na wysokość widoki z niego przeszywały moje serducho i siedząc na jego skałach czułam małą dumę. Tak łatwo jest zawrócić, niezależnie od tego, jak cel na początku wydaje się mały i nieważny. Paradoksalnie. to on z całego wyjazdu dał mi najwięcej satysfakcji. Następnego dnia byłam już całkiem nieźle chora i ratowałam się sporymi dawkami aspiryny, a z ogólnego osłabienia moje usta przypominały krwawą miazgę. Ale nic tam, i tak uważam że było warto <3

To już ostatni post z Zakopanego, mam nadzieję, że jeśli długo was tam nie było, odwiedzicie nasze polskie góry. Jest w nich jakaś spokojna magia, która im dłużej tam jesteś tym bardziej oczyszcza Ci głowę i działa na Ciebie kojąco.

 

Zapraszam was do obserwowania facebooka tu znajdziecie link- to na nim znajdziecie pozostałe zdjęcia z naszej małej zakopiańskiej górskiej wyprawy:)

Notting Hill

Notting Hill

Alternatywa dla Morskiego Oka

Alternatywa dla Morskiego Oka