Alternatywa dla Morskiego Oka
Powiem wam szczerze: cholernie bałam się morskiego oka. Oczywiście nie samego podejścia pod nie, tylko tego co będę musiała zobaczyć w drodze do niego. Pamiętam ten widok sprzed lat i nic się nie zmieniło. No może długość kolejki ludzi, którzy ustawiają się, żeby podjechać te parę kilometrów na załadowanych do wszelkich granic absurdu bryczek. Powiecie że nie musiałam wsiadać, jasne. Nie musiałabym i nie wsiadłabym, ale za dużo kosztowałoby mnie przejście w milczeniu obok koni, które w XXI są tak nieludzko wykorzystywane i zwyczajnie jako człowiek się na tą sytuację nie zgadzam. Jak wiecie lubię żyć i spędzać czas aktywnie i do tego będę was zawsze zachęcać. Nogi są po to żeby na nich chodzić :) Tym bardziej w górach.
Poszukaliśmy palcem po mapie i okazało się że jest w Tatrach miejsce bardzo podobne, ale za którym nie stoi żadne cierpienie. Przy podejściu okazało się, że nawet lepiej że wybraliśmy tą trasę, bo turystów praktycznie na tym odcinku nie było i niemalże w błogiej ciszy mogliśmy się tu cieszyć górami. Brzmi jak górska bajka prawda? Piękne niebo, niesamowita pogoda, puste szlaki i widoki które tego dnia były niemalże tylko dla nas.
Ruszyliśmy tego dnia z Kuźnic ( w czasie pobytu w Zakopanem, poznaliśmy dobrze to miejsce, bo od niego zaczynało się kilka naszych tras), zrezygnowaliśmy z podjeżdżania busami i całą drogę do nich też przeszliśmy pieszo. Kuźnice są popularnym miejscem z racji tras górskich jakie z nich prowadzą jak i faktu, że tam właśnie zaczyna się kolej linowa, dla tych którzy na Kasprowy Wierch wolą wjechać:) my napełniliśmy bidony górską wodą i ruszyliśmy kamienną trasą. Niebieskim, przyjemnym szlakiem którym przejście do Hali Gąsienicowej zajmuje około dwóch godzin, przejdziecie w tym czasie odległość około 5 km i znajdziecie się na wysokości 1500 m n.p.m. Tyle wystarczy, żeby zobaczyć inny, górski, spokojny świat. Rozsiane kilka drewnianych domów pomiędzy doliną, wygląda z daleka jak spokojna oaza. Nie mogłam się napatrzeć na ten widok. Zielona trawa otulała je z każdej strony, a góry spokojnie majestatycznie królowały nad wszystkim, po drodze idąc tą drogą miniecie Przełęcz między Kopami, ale generalnie szlak nie należy do trudnych i można się naprawdę miło zrelaksować idąc tą trasą. Tym bardziej, że na tym odcinku tylko kawałek dzieli was od niesamowitego w moim odczuciu Schroniska Murowaniec, w którym zatrzymaliśmy się dopiero po zejściu ze Stawu. Jeśli je ominiecie i pójdziecie w prawo, po chwili (czyli około trzydziestu minutach) będziecie nad Czarnym Stawem Gąsienicowym. Już z daleka wygląda genialnie, jego szafirowy kolor przyciąga uwagę. Nic dziwnego to jedno z najgłębszych jezior polodowcowych w Tatrach, na którego powierzchni leży lodowa kra nawet do końca czerwca. Tak jak wam wspominałam, w momencie w którym doszliśmy do celu, oprócz nas było tam tylko kilka osób. Mogliśmy w spokoju cieszyć się tym miejscem, mogłam zrobić kilka klatek bez tłumu turystów w każdym kadrze. Niesamowita była akustyka tego miejsca i cisza która w nim panowała. Nie da się też nie wspomnieć o widokach które roztaczają się z tego miejsca na imponujące szczyty jak Kościelec, Świnica, czy olbrzymia przeszywająca i budząca respekt grań Orlej Perci.
Wracając zachodzimy na przepyszne racuchy w Murowańcu o których pisałam wam dokładnie tutaj… i przez około pół godziny cieszymy się klimatem tego niezwykłego miejsca. O schronisku w Murowańcu przeczytałam bardzo dużo pozytywnych opinii i wcale mnie one nie dziwią, bo to miejsce jest po prostu magiczne. Swoją drogą to niesamowite że zostało wybudowane w 1925 roku! Jego bryła jest nie tuzinkowa i już z daleka robi wrażenie. Można w nim wynająć nawet 2 os pokój, co mam nadzieję uczynię w najbliższej przyszłości <3 Przesyłam wam link do strony jakbyście potrzebowali więcej informacji http://murowaniec.e-tatry.pl
Wracając, czeka nas jednostajny, spokojny trekking wśród przyrody z pięknymi widokami. Trasa mocno rekreacyjna, o praktycznie zerowym stopniu trudności. Widoki jednak niezapomniane, więc warto poświęcić z parę godzin wolnego czasu żeby się nią wybrać i zjeść przepyszne racuchy w sercu gór.
Tradycyjnie zapraszam was na mój facebookowy fanpage gdzie publikuję dużo częściej niż na blogu, namiary podsyłam tu: https://www.facebook.com/eatrunloveblog