_KAM2551125.jpeg

 

Fotografująca wszystko wokół. Wegetarianka.Kociara.Biegająca za wszystkim co warte uwagi.

Uzależniona od adrenaliny, pozytywnych wrażeń i wszelkich estetycznych doznań.

Wild Horses

Wild Horses

Pamiętam naszą rozmowę telefoniczną z Pauliną, gdy całkiem nieśmiało zapytała : “Kamila, a nie chciałabyś może zobaczyć jednego z niewielu wolno żyjących stad koni w Polsce ?” 

Pamiętam to olbrzymie zdziwienie, które towarzyszyło mi podczas całej rozmowy i poczucie, że będę świadkiem czegoś zupełnie nieprawdopodobnego. Zaśmiałam się w duchu, bo jak na taką możliwość przeżycia przygody i zaobserwowania natury można w ogóle odpowiedzieć “ Nie?” Odpowiedziałam tylko “ Jasne, chętnie, bardzo się cieszę “ a w duchu pisnęłam z dzikiej, nieposkromionej radości. Wiedziałam, miałam w sobie absolutną pewność, że to będzie niesamowite przeżycie, nie porównywnywalne z niczym innym.

Zanim zaczną padać pytania: a jak tam trafić aby móc zobaczyć to stado, gdzie dokładnie można je zobaczyć, to odpowiem szybko, że niestety nie można. Mieliśmy taką niebywałą okazję tylko dlatego,że narzeczony Pauliny jest leśnikiem, zna te tereny jak własną kieszeń, wie w których miejscach można spotkać stado i bez jego udziału byłoby to absolutnie niemożliwe.


Wcześniej nie miałam pojęcia, że w Polsce są takie wolnożyjące skupiska koni. W mojej wyobraźni stada wolno żyjących koni funkcjonowały tylko w jakiejś odległej rzeczywistości, w scenach niczym z amerykańskiego westernu, wiecie, jak kiedy stado wierzgających niczym nie skrępowanych osobników próbuje poskromić i zapędzić do zagrody “ dzielny” kowboj.

Tymczasem okazuje się, że polska rzeczywistość potrafi zadziwić. Szczególnie ta związana z naturą. Gdy zaczęłam zgłębiać temat tych spokojnych istot okazało, że w Polsce występują takie skupiska nie tylko na terenie zachodniopomorskiego. W kilku miejscach w Polsce jeśli zaczniecie szukać informacji na ten temat okaże się, że występują w dużych stadach. Począwszy od wspomnianego przeze mnie zachodniopomorskiego, po dzikie tereny Puszczy Białowieskiej czy Mazur.


Konik polski bo o nim mowa, to zdziczały gatunek i krzyżówka gatunku tarpanów ( które słynęły ze swojej siły i wytrzymałości, a także niewielkich rozmiarów) i rasy biłograja. Tarpany zanim zostały schwytane i udomowione, do XVIII w żyły na zupełnej wolności. Potem stopniowo udomowiane, a następnie krzyżowanie kilku gatunków, spowodowało, że stopniowo adaptowały się, oswajając ,by w końcu zaczęły żyć obok ludzi. Ich rasa jest długowieczna, odporna na choroby i bardzo wytrzymała. Nie jest też szczególnie okazała; zazwyczaj mają szare, lub szarawe umaszczenie z ciemną pręgą na grzbiecie.

Żebyśmy uniknęli niedomówień: konik polski, o którym tu mówimy i którego widzicie na zdjęciach to gatunek udomowiony. Na terenie na którym przebywaliśmy gatunek ten żyje wolno w warunkach rezerwatowych. Oznacza to, że w jego byt w minimalnym stopniu ingerują ludzie: leśnicy, którzy je w cięższych warunkach atmosferycznych dokarmiają. Oznaczają, by wiedzieć jak liczna jest populacja stada, czy ingerują jeśli stan zwierząt wymaga pomocy. Poza tym w ich codzienny byt nie ingeruje za wiele czynników: żyją w lasach na olbrzymich hektarach, przemieszczając się całym stadem.

Zanim zaczęłam pisać ten tekst i zanim sięgnęłam po jakiekolwiek materiały o tej rasie, zamknęłam na chwilę oczy i przeniosłam się myślami do tego ciepłego dnia, kiedy w środku lasu zobaczyłam idące w naszą stronę stado koni. Dla mnie było to o tyle obezwładniające co jednocześnie wyzwalające uczucie, bo całe życie bałam się koni i nigdy nie byłam ich fanką. Postawa, która przyjmowałam wobec nich była zawsze pełna cichego szacunku dla ich siły i majestatyczności, a jednocześnie pełna bezpiecznego wycofania.

Tamtego dnia na ich widok po prostu do nich ruszyłam. Bez obawy, bez rezerwy, strachu czy wycofania. Instynktownie liczyłam na to, że te mądre istoty wyczują moje intencje. Miałam nadzieję, że zrozumieją, że wpadliśmy z cichą wizytą do ich naturalnego świata i będziemy w nim tylko na chwilę nic nie zmieniając.

Moment ,kiedy obok mnie przeszła wielka, ciężarna klacz która delikatnie zahaczyła mnie swoim potężnym grzbietem, spowodował, że na chwilę moje serce z emocji wskoczyło na wyższe obroty, a ja już przed oczami miałam wizję stratowania przez to dzikie stado. W tej chwili podszedł do mnie jeszcze źrebak, a ja już oczami wyobraźni widziałam nadciągająca katastrofę ,kiedy oszalała z przerażenia matka, chcąc chronić swoje źrebię stratuje nas wszystkich. Głęboki oddech. Zamykam na sekundę oczy, otwieram -a tam piękny, szary bujny pysk wpatruje się ze spokojem we mnie. 

W powietrzu unosi się zapach mokrego mchu po którym chodzimy, wymieszanego z  charakterystycznym ostrym zapachem końskiej sierści. Świeci słońce, co dodatkowo podbija tę mocną woń zwierząt. Mimo to nic mi nie przeszkadza. Chodzę między nimi z aparatem, w  wyciągniętym swetrze który pamięta niezliczone górskie eskapady, w długich kaloszach i wysłużonych krótkich spodenkach. Co jakiś czas przysiadam cicho na mchu próbując zrobić im jakieś zdjęcia, po czym okazuje się, że moje długie włosy budzą niezmierną ciekawość źrebaków. Podchodzą do mnie zupełnie bez skrępowania, ciągnąc mnie pyskami za włosy i ewidentnie biorąc je za jakąś nietypową przekąskę.

Niewiarygodnie ciężko jest opisać mi rozmiar i epickość tych zwyczajnych scen, które rozgrywały się przede mną. Nie przesadzę, jeśli powiem wam, że w tych chwilach było coś z baśni. Ich rozwiane wiatrem grzywy, to jak majestatycznie co rusz wychylały się zza drzew. Zupełnie pozbawione strachu czy obawy, nie znając praktycznie ludzi, traktowały nas niemal z pobłażliwą ciekawością.

Tak sobie myślę, że dla osoby takiej jak ja, która notorycznie potrafiła zarwać noce oglądając z przejęciem kolejne odcinki przyrodniczej serii Animal Planet i kupując nałogowo gazety National Geographic, to chwile kiedy siedziałam z aparatem a obok mnie przechodziły kolejne osobniki ze stada koni były nie do ocenienia.

Możliwość obserwowania tego gatunku w możliwie najbliższym im środowisku naturalnym, chwilę, gdy mały źrebak zmęczony brykaniem zasypia w trawie dwa metry ode mnie, to są takie momenty, kiedy naprawdę doceniasz matkę naturę. Żyjemy w czasach, w których więcej mówi się o tym, że kolejny gatunek zwierząt jest zniewolony, albo grozi mu wyginięcie. Rzadko kiedy mamy okazję chociaż na chwilę wtopić się w stado, jak w tym przypadku dzikich koni i towarzyszyć im przez chwilę w ich codziennej wędrówce. Czy jak się okazuje być świadkiem przywracania na nowo tej odrobinę zapomnianej rasy.


Jeśli ten materiał i historia was zainteresowała, a jeszcze nie obserwujecie, zapraszam was tutaj https://pl-pl.facebook.com/eatrunloveblog/

Z wizytą w pasiece pszczół.

Z wizytą w pasiece pszczół.

Miejskie SPA BOTANICA

Miejskie SPA BOTANICA