Kilka szczecińskich kadrów z Olympusem
Grudzień przeleciał sama nie wiem kiedy, pamiętam jak na 6 grudnia na mikołajki chowałam pod poduszkę K. kilka małych niespodzianek, a chwile potem z szampanem staliśmy niedaleko morza wznosząc z szampanem toast za nowy rok. Druga połowa listopada przeleciała podobnie (bo pierwsza zleciała na świętowaniu urodzin samych najważniejszych osób w moim życiu) i dopiero ostatnio siedząc nad selekcją zdjęć do kolejnego posta na bloga, przypomniałam sobie że w pewien jesienny dzień zrobiliśmy całkiem pokaźny materiał na bloga i grzechem byłoby się nim nie pochwalić.
Gdy wyglądam dziś za okno całe miasto chowa się pod puszystą, białą pierzyną a my w końcu mamy wyczekany przez miesiące śnieg. Tym bardziej uśmiechnęłam się do tych zdjęć bo dzieli je zaledwie kilka tygodni a wszystko wokół tak zdążyło się zmienić.
Gdy ponad dwa lata temu padła decyzja o kupnie mieszkania, wiedziałam tyle, że ma być w centrum. Miało być szybko, wszędzie blisko i bez stania w korkach. Dodatkowo chciałam, żeby niedaleko był jakiś park w którym można posiedzieć i popiknikować czy iść pobiegać. Nie sądziłam wtedy, że pobliskie Jasne Błonia i Park Kasprowicza staną się dla mnie miejscem tak ważnym i że zmieniające się pory roku w ukochanym parku będę przeglądać jak w kalejdoskopie, patrząc z kolejnymi dniami, tygodniami i miesiącami jak zmieniają się w nim kolory. Uśmiecham się za każdym razem gdy mijam aleję platanów z drzewami które na początku XIX wieku zarządziła nasadzenie rodzina Quistorpów, bo po 200 latach to olbrzymie, rozłożyste drzewa tworzące przepiękną leśną aleję.
Gdy więc w ten słoneczny poranek mieliśmy wybrać się z aparatami żeby uchwycić z Olympusem klimat Szczecina, stwierdziłam, że nie ma do tego lepszego miejsca na to niż moje ukochane Błonia i jego alejki. Słońce, masa ludzi w parku, złote liście z każdej strony i nawet zielona jeszcze wtedy korona drzew tworzyła klimat tego miejsca które tak lubię. Nie zliczę ile razy wracałam już w to miejsce i jak bardzo je lubię przez ten jego trochę leśny charakter.
Ubrana w grubą sukienkę i marynarkę z Zary z kubkiem gorącej kawy w rękach, kupioną w Bike Cafe chłonęłam słońce, pogodę i z radością utrwalałam każdą chwilę tego jesiennego dnia.
Gdy sfotografowaliśmy w parku już wszystko co się dało przeszliśmy w kolejne charakterystyczne dla Szczecina miejsce czyli wyremontowaną część Łasztowni nad Odrą z królującymi nad nią dźwigozaurami i widokiem, który zatyka dech w piersiach. Lubię wyremontowaną marinę z zacumowanymi przy niej łodziami i widokiem Wałów Chrobrego w tle.
Ten jesienny post to preludium, jeszcze w tym roku obiecuję że pojawi się całość z naszego ukochanego Szczecina.
Tymczasem, żeby śnieg za oknem zupełnie nas nie przysypał, zapraszam w małą zdjęciową jesienną retrospekcję w szczecińskich kadrach razem z tak pięknym modelem aparatu Olympus Pen który tak idealnie wpisał się w charakter i kolorystykę zdjęć <3