Palos Verdes
Od powrotu do Polski mija niecały tydzień, dokupiliśmy dyski twarde, bo te co mamy nie ogarnęły już kilkunastu tysięcy zdjęć które zrobiliśmy podczas pobytu w Cali. Mamy więc dosłownie tysiące zdjęć i kilkadziesiąt filmików, którymi chcę się z Tobą podzielić. W ten sposób samej sobie również przedłużę tą podróż, bo jeśli chodzi o bloga to materiał mam zapewniony na najbliższy miesiąc.
Ok, zatem zaczynam odsłaniać kolejne miejsca, w które chcę cię zabrać. To w zasadzie jedno z moich pierwszych mocniejszych wspomnień związanych z Cali. Nasza pierwsza doba po prawie 24 godz locie (oczywiście wliczając przesiadki i czekanie na samolot) to doba z oczami na zapałki, mało snu, dużo wrażeń, ale jednak lekkie otępienie po całych perypetiach związanymi z podróżą.
Natomiast Palos Verdes... ach do dziś mam przed oczami to wzgórza i widok z niego. To moje pierwsze i najmocniejsze skojarzenie które mam związane Californią.
Półwysep Palos Verdes przez stulecia było terenem portugalsko-meksykańskim, aż w 1913 niejaki Frank Vanderlip, wraz z pozostałymi inwestorami za bagatela 1.3miliona dolarów nabył prawa do tych ziem. Później teren został jeszcze kilkukrotnie odsprzedany, aż w połowie XIX wieku powstał na nim kompleks i eksluzywny resort, w zasadzie jest tam do dziś. Jeśli masz wolne około 900 dolarów bo tyle kosztuje w nim noc od osoby, możesz się w nim zatrzymać i cieszyć się niesamowitym widokiem który rozciąga się z jego wzgórz. Natomiast jeśli nie masz takiej kwoty na zbyciu (tak jak my) to jest na jego terenie kilka niesamowitych,ogólnodostępnych miejsc które warto zobaczyć,
W Palos Verdes znajduje się wzgórze które zobaczyłam jako pierwszą rzecz w Kalifornii, rozciąga się z niego piękny widok na najbliższe kilkanaście kilometrów wzdłuż Pacyfiku. Stoisz na wzgórzu o wysokości kilkudziesięciu metrów nad poziomem wody, a przed tobą szumi wzburzony niebiesko turkusowy ocean rozbijający się o liczne skały. W oddali stoi na krańcu tego wszystkiego ponad stuletnia, biała latarnia, czynna zresztą do dziś. Niestety wstępu na nią już nie ma, przeszła w ręce prywatnych inwestorów.
Trafiliśmy tam godzinę przed zachodem słońca, wystarczająco długo żeby chłonąć niesamowite widoki, które mieliśmy przed sobą. Słońce o tej porze dnia ma niesamowicie ciepłą barwę i kolory które maluje, to po prostu bajka. Do tematu Palos Verdes jeszcze na pewno wrócę, bo pojechaliśmy tam w zupełnie innych okolicznościach i w zupełnie inne miejsce.
fot. tomaszjakubowski.com
Więc jeśli jesteście w Kalifornii, niedaleko Los Angeles(około 50 minut jazdy samochodem) zjedzcie trochę z drogi i pojedzcie w to niesamowite miejsce. Jest tam bowiem oprócz zachwycajacych widoków, jedno z najlepiej położonych i najbardziej urokliwych restauracji w jakiej byłam. Weźcie Coronę z limonką, wegańskie burgery i guacamole z nachosami, usiądźcie wygodnie i podziwiajcie widoki. Restauracja Nelson’s zlokalizowanej w Terranea Resort ma swój własny kalifornijski klimat. Jeśli jakimś cudem znudzi się wam widok oszałamiającego oceanu, to podziwiajcie jedne z kilkunastu ognisk które na jego terenie rozpala obsługa lokalu. Albo przejdzcie się kilkadziesiąt metrów dalej, na piaszczysty plac, gdzie po zachodzie słońca zapalają się dziesiątki żarówek i patrząc na to czujesz się jak bohaterka jakiegoś romantycznego filmu, a zza skał wyłoni się jakaś surferska kopia buntowniczego Jamesa Deana.
Chcę wam pokazać moją fotograficzną opowieść z Palos Verdes którą zrobił dla mnie www.konradjakubowski.com . Chciałam by stylizacja oddawała wakacyjny klimat i kalifornijski look. Miało być lekko, kolorowo i z elementem #california girl.
Stylizacja:
Sukienka: kolekcja H&H www.hm.com
Buty:kolekcja H&M www.hm.com
Biżuteria House www.house.com
Włosy: do uzyskania lekkiego rozjaśnienia na włosach użyłam Loreal Sublime bronz rozjaśniacz do włosów naturalnych
Make up: rozświetlacz, bronzer, cienie Loreal Paris.