Czas na Vintage i etyczną modę. Milena i jej marka @thevintageriot
Temat etyki w modzie zaczął pojawiać się w mediach już jakiś czas temu. Nie tylko z tytułu ogromnych przychodów jaka generuje cała branża, ale również ze względu w jakich skandalicznych często warunkach odbywa się produkcja ubrań modowych gigantów. Szacuje się, że średnio wartość rynku odzieżowego w Polsce wynosi około 35 mld. Na tę olbrzymią liczbę, w 65 % wpływają towary importowane, z Chin, Bangladeszu czy Indii. Chyba każdy z nas zna obrazy z telewizji czy prasy jak wyglądają warunki w których muszą pracować tamtejsze szwaczki. Przepełnione do granic wielkie hale produkcyjne z wątpliwą klimatyzacją, niehumanitarne wręcz warunki pracy i stawki wynagrodzenia rzędu 300 zł za miesiąc ich niewolniczej pracy, to cena, którą płacą inne kraje za tanie i sezonowe ciuchy.
Na szczęście zaczyna się to powoli zmieniać. W Polsce powstaje coraz więcej lokalnych firm i manufaktur, które stawiają na transparentność i wprost pokazują, co wpływa na cenę ich produktów. Pojawiają się też głosy i firmy, które zamiast produkować wciąż nowe kolekcje, wolą postawić na unikatowość i ponadczasowość niektórych z nich i dać tym ubraniom i dodatkom drugie życie. Takie podejście pozwala odzyskać część ubrań i wprowadzić je do drugiego, bardziej zrównoważonego i ekologicznego obiegu, oszczędzając zasoby ludzkie i środowiskowe potrzebne do takiego procesu.
Jedną z takich osób jest Milena Majewska, znana polska modelka od lat mieszkająca w Nowym Jorku. Od lat z podziwem śledziłam jej karierę modelingową, podpatrując kampanie znanych marek i projektantów w których brała udział. Równocześnie podziwiałam jej stale pogłębiająca się świadomość ekologiczną, medytacyjną czy jak potrafiła ze smakiem ubierać i łączyć nowe kolekcje od projektantów z dodatkami z second-handów. Rozwijała swój modowy profil na instagramie https://www.instagram.com/thevintageriot/ który stał się projektem, w którym zachęca modelki, osoby ze świata mody, a także każdego, kto lubi eksperymentować z modą, do tego by zacząć się nią bawić, sięgać po dawne kolekcje czy zainwestować w kupno rzeczy, która będzie z nami o wiele dłużej, niż jeden sezon.
K: Milena, opowiedz nam trochę o tym jak żyje się w Nowym Jorku, jaką energię daje Ci to miasto i czego się w nim nauczyłaś?
M: W Nowym Jorku mieszkam już od ponad 8 lat. Trafiłam tu w sumie z przypadku ale czuję, że było mi to gdzieś pisane. Wpadłam wtedy chyba na najbardziej szalony pomysł, żeby zrobić urodzinową niespodziankę mojemu ówczesnemu chłopakowi, który pracował w Nowym Jorku jako prawa ręka jednego ze znanych reżyseròw castingów. W ciągu kilku godzin znalazłam się na lotnisku w drodze po największa przygodę swojego życia. Pamiętam, że to było w czasie nowojorskiego fashion weeku, w lutym, padał śnieg,a ja przyjechałam w cienkim płaszczu i tylko z bagażem podręcznym. Wieczorem dotarłam w końcu do jego biura, które znajdowało się zaraz przy Times Square, stanęłam wtedy sama na środku tego najbardziej ruchliwego i kolorowego miejsca w całym Manhattanie i poczułam “to coś”. Osiem lat później ,a ja nadal mam motyle w brzuchu jak patrzę na to miasto i czasem nie mogę uwierzyć, że tak potoczyło się moje życie. Nowy Jork wzbudza bardzo skrajne emocje, i jest to albo miłość od pierwszego wejrzenia (jak w moim przypadku) albo uczucie przytłoczenia, bo “miasto, które nigdy nie śpi” oferuje tak dużo bodźców, że przez pierwsze miesiące aż boli głowa od nadmiaru doznań kulturalnych, kulinarnych, muzycznych, estetycznych. Przeczytałam kiedyś, że jeśli robisz choć 1% tego co oferuje, to robisz niesamowicie dużo. Także w to miasto zdecydowanie wpasował się mój charakter niespokojnego ducha i odkrywcy. Ale Nowy Jork potrafi być bezlitosny, wyobraźcie sobie,że mieszkają tu głównie młodzi, ambitni ludzie z całego świata, którzy skupieni są przede wszystkim na karierze i samodoskonaleniu. Są świetnie wykształceni, kreatywni, ciężko pracują, mają fascynujące hobby i wielkie marzenia, ale czasem starcie z rzeczywistością potrafi być bolesne. Krótko mówiąc, nie każdemu się tu udaje. Łatwo zatracić się jest w takiej atmosferze ciągłego pędu do niedoścignionej doskonałości, dlatego obowiązkowo kilka razy w roku robię sobie kilkutygodniową przerwę, żeby wrócić do Polski, być z moją rodziną i nabrać dystansu. Póki co Nowy Jork odwzajemnia moją miłość i jest dla mnie bardzo łaskawy. To tu poznałam inspirujących ludzi, wspaniałych przyjaciół, mojego męża i odnalazłam swoją pasję. Zdecydowanie rozwinęłam tu skrzydła i wiele się nauczyłam o samej sobie.
K: Skąd Twoje zainteresowanie modą? Skąd potrzeba aby założyć profil @thevintageriot?
M: Modą interesowałam się odkąd pamiętam. Uwielbiałam zamknąć się w swoim pokoju i przerabiać stare rzeczy albo szyc kreacje dla lalek i bawić się w pokaz mody. Ale nie marzyłam o byciu modelką, jeśli już to projektantką. Zawsze miałam odważny i trochę za dorosły jak na mój wiek styl. W podstawówce nosiłam tweedowe żakiety z dużymi guzikami i poduchami w ramionach. Lubiłam się wyróżniać i wyglądać oryginalnie. Fascynację moda mogę mieć w genach. Moi dziadkowie od strony taty byli krawcami. W czasie wojny, babcia uciekła z obozu pracy, ocalił ją mój dziadek,który nauczył ją kunsztu krawiectwa. Niestety, zmuszeni byli wtedy szyć mundury dla Wehrmachtu i prawie przez to stracili życie. Lata po wojnie, jak mój dziadek umarł, babcia prowadziła sklep z odzieżą na rynku w Szczecinie i zawsze się chwaliła,że oferowała najlepiej skrojone spodnie w mieście. Czasami zabierała mnie i moją starszą siostrę ze sobą do pracy. Uwielbiałam też buszować w jej szafie i przebierać się w jej piękne zwiewne i taliowane sukienki, po babci odziedziczyłam z pewnością też słabość do butów i dodatków i chyba tak narodziła się moja miłość do vintage. Do dziś noszę po niej piękny trench i perły.
W czasie mojej kilkunastoletniej już kariery modelki miałam okazję mieszkać w największych stolicach mody, spośród których Paryż, Londyn i Nowy Jork szczególnie skradł moje serce jeśli chodzi o vintage. Odkąd pamiętam uwielbiałam buszować po ulicznych pchlich targach i wyszukiwać istne perełki, o historie których zawsze szczegółowo wypytywałam sprzedawców.
Także moda vintage przewijała się w moim życiu od zawsze. A sam pomysł na przekształcenie mojej pasji w biznes powstał zaledwie niecałe 2 lata temu. Nowy Jork oferuje niesamowite bogactwo sklepów vintage, a że uwielbiam zakupy i mam dar wyszukiwanie perełek to pomyślałam, że fajnie byłoby się tym trochę pobawić i pokazać efekty na instagramie. Nie liczyłam,że The Vintage Riot tak szybko podbije serca najpierw moich koleżanek z branży, które zaczęły polecać mój profil dalej i w ten sposób w ciągu pierwszego roku miałam całkiem spore grono wiernych klientek, które jak same mówią są uzależnione od mojego vintage. Obecnie oferuję wysyłkę na cały świat i mam stałe klientki chociażby w Australii, Kanadzie, Szwajcarii i Polsce.
K:Czy jest jakaś postać ze świata mody, która Cię najbardziej zainspirowała i na Ciebie wpłynęła?
M: Nie mogę powiedzieć, że mam jednego modowego guru, który mnie inspiruje, bo inspiruje mnie cały ogrom tego co się dzieje w modzie ale też i na ulicach bo pamiętajmy, że w obecnych czasach to też blogerki i fashionistki wyznaczają trendy. Jednakże, jako “stara dusza “ mam słabość do kunsztu i rzetelnego krawiectwa starych kolekcji klasyków: Yves Saint Laurent, Christian Dior, Valentino, domu mody Escada czy Coco Chanel i tego jak zrewolucjonizowali modę dla kobiet. Jeśli chodzi o biżuterię vintage to uwielbiam Givenchy i Hermès. Perełki tych właśnie projektantów znajdziecie przede wszystkim w The Vintage Riot. Oczywiście znalezienie ich sprzed tylu lat w idealnym stanie potrafi być wyzwaniem a czasem kwestią szczęścia. Pamiętam jak mieszkając w Paryżu poszłam na największy doroczny pchli targ i natknęłam się na sprzedawcę, który miał fantastyczną selekcję vintage klasyków, które zdobył w latach 80-tych mając wstęp za kulisy największych pokazów mody w Paryżu. Oczywiście po targowaniu, zdobyłam od niego fantastyczne perełki do mojego sklepu
K: Zdradzisz nam gdzie znajdujesz swoje produkty? Czy szukasz po vintage shopach czy może second handach? Jakie masz rady dla ludzi, którzy do tej pory omijali takie miejsca?
M: Bardzo chętnie zdradzę swoje tajnik, bo jako ambasadorka mody zrównoważonej zależy mi na tym, aby w vintage rozkochać jak najwięcej z nas i zachęcić do samodzielnych poszukiwań unikatowych perełek. Wiem, że w Polsce nadal dość trudno o butiki vintage z ciekawą selekcją, mamy za to zalew tzw. lumpeksów, zakupy w których dla wielu z nas są wyzwaniem chociażby ze względu na specyficzny zapach i wybór bo faktycznie żeby coś w takim sklepie upolować to trzeba by szukać godzinami. Marzę, by The Vintage Riot, sklep z luksusową modą vintage, otworzyć kiedyś fizycznie między innymi w naszym kraju.
Mój sklep zaopatruję głównie w Nowym Jorku i Paryżu, a także na przeróżnych portalach w internecie kupując od prywatnych sprzedawców. Tak naprawdę gdziekolwiek nie podróżuję, wracam do domu z walizką zdobyczy vintage. Ostatnio udało mi się upolować kilka perełek podczas mojego pobytu z mężem w Brazylii, co nie było łatwe bo rynek luksusowego secondhandu jeszcze tam mocno kuleje. Ale dzięki instagramowi udało mi się w końcu dotrzeć do indywidualnych sprzedawców. Jeśli chodzi o fizyczne sklepy to najbardziej lubię robić zakupy w dzielnicy Le Marais w Paryżu ,a w Nowym Jorku na Chelsea lub Brooklynie, który słynie z najlepszego vintage w mieście.
Moja rada dla sceptyków vintage: zacznij od dodatków typu torebka, apaszka, pasek, biżuteria. Potem to już kwestia czasu zanim zakochasz się w vintage. Bo to nie tylko lepsze kroje i jakość materiałów ale gwarancja nietuzinkowego stylu. Jeśli nie uda ci się upolować nic ciekawego na naszych rodzimych portalach typu Vinted, warto zajrzeć do tych zagranicznych. Obecnie większość sklepów vintage, w tym również mój, ma opcje wysyłki na cały świat.
K: Wiem, że interesujesz się mocno ekologią, środowiskiem i zrównoważonym podejściem do wielu tematów. Chciałabyś powiedzieć o tym więcej?
M: Mam szczęście, że wychowałam się w duchu ekologii i szacunku dla przyrody. Od 7 roku życia dorastałam na obrzeżach Szczecina pośród pięknej natury, jeździłam konno, przygarniałam okoliczne kundelki i bezdomne kociaki, jeździłam rowerem po okolicznych lasach, urządzałam pikniki dla koleżanek i uwielbiałam brać udział w tzw. “sprzątaniu świata” kilka razy do roku. W domu obowiązywał recykling śmieci i oszczędnie używało się szczególnie papier, pewnie dlatego dziś drażni mnie w toaletach publicznych jak widzę, że niektórzy używają tony ręczników papierowych do wytarcia rąk. Pamiętam też, że co roku z dumą odsprzedawałam młodszym uczniom swoje podręczniki w idealnym stanie.
Uważam, że jak się stara żyć świadomie i z myślą, że jesteśmy na naszej planecie tylko gośćmi to już dużo. Od dziecka nie przepadałam też za mięsem i mam w związku z tym kilka traum, m.in. jak byłam zmuszona w przedszkolu jeść znienawidzone parówki pomimo mojego histerycznego płaczu. W domu całe szczęście kilka razy w tygodniu jedliśmy jarsko a w resztę dni zdarzało mi się chować mięso pod ziemniakami na talerzu. Dzisiaj jako dorosła już osoba czasem sobie myślę, jakie to niesamowite mieć możliwość decydowania za samą siebie i zarazem satysfakcjonujące żyć w zgodzie z własnymi wartościami. Myślę, że moje dorosłe, odpowiedzialne i bardziej świadome życie zaczęło się kształtować po przeprowadzce właśnie do Nowego Jorku. To tu podjęłam decyzję o przejściu na wegetarianizm, zaczęłam medytować, ćwiczyć, poznałam inspirujących ludzi i zostałam ambasadorką kilku organizacji non-profit: Remake i Fashion Revolution- zajmujące się propagowaniem mody etycznej/zrównoważonej i monitorującej poczynania marek fast fashion, Model Activist- zrzeszająca modelki aktywistki w duchu walki głównie o prawa kobiet, równość społeczną i problemy ekologiczne. Dołączyłam też do pierwszej na świecie etycznej agencji modelek Role Models Management, która współpracuje tylko z markami etycznymi, ekologicznymi i zrównoważonymi, reprezentując przy tym tylko modelki “z misja” w różnych dziedzinach.
K: Jak według Ciebie możemy wpływać na rynek modowy, tak by uczynić go mniej szkodliwym dla środowiska, a bardziej zaangażowanym w różne projekty społeczne i socjalne?
M: Branża mody jest zaraz po branży naftowej najbardziej zanieczyszczajacą środowisko! Jako konsumenci mamy ogromny wpływ na to jak kształtuje się gospodarka. Naszą siłą jest siła naszego portfela i to dzięki naszym codziennym nawet najmniejszym wyborom na co wydać nasze ciężko zarobione pieniądze decydujemy w jakim świecie będą żyły nasze dzieci i wnuki. Zauważmy też, że to kobiety zazwyczaj zarządzają domowym budżetem i robią zakupy, więc to właśnie one mają wyjątkową szansę na to, żeby zawalczyć o lepsze jutro dla naszej planety. Wspierajmy małe lokalne biznesy, ale przede wszystkim kupujmy mniej bo jak spadnie popyt to spadnie i też produkcja. Co roku produkowane jest 100 miliardów ubrań, żeby odziać tylko 7 miliardów ludzi na świecie! Problem jest tak duży, że niektórym markom opłaca się palić niesprzedany towar. Dodatkowo aż ponad połowa z tych rzeczy ląduje na wysypisku w trakcie tylko pierwszego roku od momentu produkcji. To wszystko napędza fast fashion i bezmyślny sposób w jaki ja konsumujemy. Kupujemy tony jednosezonowych ubrań, które za chwilę zwyczajnie wyrzucamy. Myślę, że szczególnie dzisiaj, w czasach tej strasznej i niespodziewanej pandemii, okazuje się, co tak naprawdę niezbędne jest nam do życia, a co jest zupełnie zbędnym luksusem czy fanaberią.
Warto dołączyć i wspierać ekologiczne organizacje non profit, przy wyborze kierując się tym, która najbardziej odpowiada naszym przekonaniom. W ten sposób mamy realny wpływ poprzez wywieraną presję społeczną na marki a także polityków. Możemy też działać poprzez swoje media społecznościowe biorąc udział w różnego rodzaju kampaniach i akcjach. Przykładowo: kampania Fashion Revolution ‘Who made my clothes”, która konfrontuje największe marki modowe świata, a w szczególności sieciówki z faktem, że ich proces produkcji jest nie transparentny a często nawet zupełnie poza ich kontrolą przez co przyczynia się do pogłębiania jednego z najbardziej palących problemów współczesnego świata: współczesnego niewolnictwa.
Edukujmy się, czytajmy, uświadamiajmy. Na początek polecam niesamowity dokument, który otworzy oczy każdemu z was: The True Cost, który można obejrzeć na Netflixie, dotyczący wydarzeń jednej z największej katastrofy industrialnej w historii, zawalenia budynku Rana Plaza w Bangladeszu, w którym zginęło ponad tysiąc osób, głównie młodych kobiet, które szyły ubrania dla najbardziej znanych sieciówek na świecie m.in. Mango czy Benneton.
K: Czy jest coś czego byś w życiu nie założyła ani nie kupiła?
M: Oczywiście, jest takich rzeczy nawet sporo. Nigdy bym nie kupiła nowego naturalnego futra. W swojej szafie mam co prawda jedne futerko vintage z lat 70-tych, które kupiłam na targu staroci ponad dekadę temu w Londynie i wiadomo, że go nie wyrzucę, ale noszę je tylko jak jestem w Europie. Obecnie nie kupuję też niczego z poliestru ani też nowych wyrobów skórzanych, jedynie co z drugiej ręki, wyjątkiem jest obuwie, które nie zawsze uda mi się znaleźć w second-handach w idealnym stanie, ale są to wtedy bardzo przemyślane zakupy. W zeszłym roku kupiłam tylko jedna parę nowych skórzanych kozaków i chodzę w nich do zdarcia. Ponad rok temu obiecałam też sobie, że shopping w ‘sieciówkach ‘ i w ogóle shopping sam w sobie ograniczam do absolutnego minimum i faktycznie trzymam się tego bo obecnie mogę śmiało powiedzieć, że 99% mojej nowej garderoby to ponadczasowe klasyki, rzeczy vintage lub secondhand. Szczególnie Zarę i H&M omijam szerokim łukiem i uczulam też na to moich znajomych i muszę przyznać, że przekonałam już kilku z nich do bojkotu fast fashion ;) Moja rada: jeśli bardzo coś ci się spodoba z sieciówki, miej pewność, że wcześniej lub później znajdziesz tę rzecz za ułamek ceny z drugiej ręki na portalach typu Vinted.
K: Czy zauważyłaś na przestrzeni ostatnich miesięcy albo lat jakąś zmianę w podejściu stylistów, modelek czy nawet projektantów do wprowadzania do swoich projektów rzeczy z drugiej ręki? Jakie Twoje środowisko ma do tego podejście?
M: Moda na vintage zdecydowanie podbija serca całej branży mody już od dobrych kilku lat. Każda top modelka, stylistka czy blogerka ma w swojej garderobie przynajmniej kilka klasyków vintage: oversizowe marynarki, jeansy z wysokim stanem, skórzane paski z metalową klamrą czy słynne mini torebki z monogramem logo (furorę robi Fendi i Dior). Także od kilku sezonów noszenie vintage jest zdecydowanie “cool”. W zeszłym roku pracowałam z Bella Hadid przy sesji do okładki Vogue Australia. Na plan przyszła od stóp do głowy ubrana w vintage, którego jest wielką fanką, i przy naszym pożegnaniu, szczerze zachwyciła się moją stylizacją, w której przyszłam do pracy (oczywiście też vintage ☺)
Styliści magazynów też coraz częściej sięgają zwłaszcza po dodatki vintage (kapelusze, kowbojki, apaszki, paski czy biżuteria) przy tworzeniu edytoriali bo to one nadają klimat stylizacjom. Takie właśnie dodatki z mojego The Vintage Riot ukazały się w edytorialu kwietniowego numeru ELLE Bułgaria w stylizacji Macieja Dabrosa. W naszej rodzimej Gali, w numerze marcowym ukazał się też artykuł o Patrycji Kazadi z nowojorską sesją, która wyprodukowałam i wystylizowałam całkowicie w perełki z mojego sklepu.
The Vintage Riot został też ambasadorem polskiej marki Fiore, która stworzyla jedna ze swoich kolekcji zainspirowana sloganem przyświecającemu mojej marce „New Yorker by choice, Parisian at heart”.
Projektanci, z którymi miałam okazję pracować jako modelka przy tworzeniu niejednej kolekcji, również od lat inspirują się sylwetkami i wzorami vintage (najmodniejsze to te kwiatowe i owocowe). Z pasją podpatruję ich tajniki pracy i uwielbiam podglądać ich moodboardy (plansze z inspiracjami). Jedna ze znanych nowojorskich projektantek, z którą pracowałam przez kilka sezonów stworzyła swoją całą kolekcję inspirując się ubraniami vintage, które wcześniej upolowała: ich krojami, materiałami, wzorami czy kolorystyką. W efekcie powstała piękna kolekcja w stylu nowoczesnej kowbojki: zamszowe kurtki z frędzlami czy postarzane dżinsowe koszule i spodnie dzwony.
K: Ogromnie mnie cieszy, że takie popularne i znane osoby jak Ty, pokazują, że moda jest ponadczasowa, że każdą rzecz którą się kupiło można użyć w inny sposób, oddać, przerobić czy właśnie sprzedać. Jaką masz radę dla tych wszystkich kobiet, które nie wiedzą co zrobić z ciuchami z których nie korzystają?
M: Takich kobiet mam w swoim życiu mnóstwo i sama nią kiedyś byłam. Przyznam, że jeszcze kilka lat temu kupowałam zdecydowanie za dużo niepotrzebnych rzeczy. Obecnie w dobie tak łatwego dostępu do różnego rodzaju portali, można odsprzedać praktycznie wszystko co już nam nie jest potrzebne, poczynając od starych książek, płyt, mebli, bibelotów i kończąc na swojej garderobie. W naszym mieście jest też kilka świetnych komisów z odzieżą używaną, gdzie można wstawić nasze bardziej wartościowe rzeczy. Nie zapominajmy też o potrzebujących, jest mnóstwo placówek typu Caritas, Dom Samotnej Matki czy domy dziecka, z którymi możemy się podzielić niezniszczoną odzieżą. Jak jeszcze mieszkałam w moim rodzinnym domu w Szczecinie, raz w roku robiłam generalne porządki z moimi siostrami i zawoziłam odzież i zabawki do domu dziecka w Tanowie.
W ostateczności, jeśli już musicie wyrzucić odzież, absolutnie nie wyrzucajcie jej do zwykłego kosza tylko do kontenerów PCK, Wtórpol lub Texland, które odzież nie nadającą się do noszenia poddają recyklingowi.
Zdecydowanie warto poświęcić któryś ze swoich weekendów i przejrzeć szafę. Kierujmy się przy tym prosta zasada:czy założyłam/em daną rzecz w ostatnim roku i czy patrzę na nią z przyjemnością czy może jest mi zupełnie obojętna (polecam metodę słynnej Marie Kondo). Można też przy okazji urządzić wymianę ciuchów ze swoimi przyjaciółkami, gdzie każda przynosi kilka rzeczy na wymianę, do tego wino, przekąski i wieczór na pewno będzie udany ☺ Te tzw. clothing swaps cieszą się w Stanach ogromna popularnoscią. Ostatnio miałam okazję zorganizować tego typu event na większą skalę w Nowym Jorku, zdobyłam sponsorów i przepiękne studio w samym centrum Manhattanu, do tego była muzyka na żywo, wegańskie słodkości, wino, tarot i prezenty dla uczestniczek. Zainteresowanie eventem było tak duże, że już pierwszego dnia musiałam zamknąć listę gości. Pojawiło się ok. 60 wspaniałych kobiet z branży mody i nie tylko, impreza okazała się ogromnym sukcesem i świetną okazją żeby poznać inspirujące babki, przy okazji odswieżyć /odgracić swoja szafę i przy tym wspomóc potrzebujących, bo ogrom rzeczy, które nie znalazły nowych właścicielek trafił do kilku instytucji charytatywnych.
K: Zdradzisz nam jakie masz plany z rozwojem swojej marki w perspektywie najbliższych miesięcy?
M: Codziennie pracuję nad budowaniem swojej marki i promowaniem vintage nie tylko jako styl, ale też filozofię życia. Obecnie pracuje nad stroną internetową The Vintage Riot, gdzie będzie można dokonywać zakupów z każdego zakątka świata i zapłacić za nie kartą. Od jakiegoś czasu pracuję też nad swoją pierwszą autorską kolekcją inspirowaną vintage, we współpracy z naszą znaną szczecińską projektantka, ale nie chciałabym za dużo jeszcze zdradzać zwłaszcza w obecnej dość niepewnej sytuacji. Mogę tylko powiedzieć, że jeśli wszystko się uda, byłoby to spełnieniem jednego z moich marzeń.
Milena, ogromnie dziękuję Ci, że zechciałaś podzielić się z nami swoją historią i pasją. Zapraszam was na profil Instagramowy Mileny i do obejrzenia marki, która stworzyła - The Vintage Riot