Sally Mann
Mówiłyście jakiś czas temu, że brakuje wam postów na temat fotografii, przedstawiających albo najważniejsze fotografie w historii albo twórczość fotografów, których dorobek i twórczość są tak wielkie, że grzechem byłoby się nim z wami tym nie podzielić.
Tym razem chcę was zabrać w świat jednej z najbliższych mi fotografek czyli Sally Mann, której spojrzenie na fotografię i ludzi których uwiecznia na swoich zdjęciach jest zupełnie inny niż wszystko co do tej pory widziałyście. Zdjęcia Sally to nie wypieszczone do granic możliwości kolorowe kadry jakie widzimy na okładkach w gazetach. Jej zdjęcia to oszczędne, biało-czarne historie uchwycone na kolejnych zdjęciach. To idylliczna kraina z dzieciństwa którą razem z mężem udało im się stworzyć na peryferiach małego miasteczka w Ameryce.
Fotografia Sally to głównie historia jej dzieci, opowiedziana przez setki czarno-białych zdjęć które okiem matki chce nam pokazać. To dzięki nim została sławna, to też im zawdzięcza niewybredne komentarze jakim raczyli ją odbiorcy. Że zdjęcia są kontrowersyjne, że promuje nagość, przez ekstremistów padły też argumenty, że promuje pedofilię i inne obrzydliwe rzeczy których nawet nie chcę przytaczać, żeby nie mącić wam odbioru jej zdjęć. Bo jest powód dla którego Sally zjednała sobie serca fanów jej fotografii na całym świecie i dla których jej zdjęcia wiszą w najbardziej szanowanych galeriach na całym świecie, a ich cena dochodzi do astronomicznych kwot. To absolutna, bezgraniczna miłość do dzieci, która wręcz wychodzi z każdej klatki .To bezgraniczne zaufanie, oparte na potężnej relacji jakim jest relacja między matką a jej dziećmi. Wszyscy przecież wiemy, że dzieciaki często boją się aparatu, uciekają przed nim, nie ma szans zmusić ich do naturalnego pozowania i bycia sobą, jeśli się wstydzą lub nie chcą. Zdjęcia które powstały były możliwe tylko dlatego, że nie czuły bariery i się nie bały. Niezwykłość tych fotografii tkwi też w fakcie, że z szacunku do swoich modeli ujmowała ich jak dorosłych ludzi, szanując ich odrębność, charakter i osobowość każdego z nich. Nie wciskała ich w znienawidzone sukienki, malując im rzęski i każąc sztucznie uśmiechać się do aparatu, udając że nie są tym kim są. Wychowywali swoje dzieci w duchu hipisowskiej radości i nagości i to też pokazują zdjęcia.
Sally Mann urodziła się w 1952 w stanie Virginia. Zaczęła fotografować już na studiach, później pracowała na etacie jako fotograf. Przez lata fotografowała głównie rodzinne strony, nie oddalając się zbytnio od Virgini, tam też zdobyła większość mniej znaczących fotograficznych nagród. Przełom w jej artystycznym dorobku i stylu nastąpił jednak w latach 80 tych kiedy zaczęła fotografować swoje dzieci. Przez 10 lat Mann fotografowała swoje dzieci - Jessie, Emmetta i Virginię. Nie były to jednak tradycyjne fotografie dzieci, do jakich jesteśmy przyzwyczajeni. Większość jej zdjęć powstała na starym aparacie, w którym obiektyw jest uszkodzony, a za autofokus służy ręka fotografa, co daje lekko rozmyty efekt z początku XiX wieku, dodatkowo w postprodukcji używała np herbaty, co dodawało zdjęciom ponadczasowego charakteru. Dodatkowo technika której używa, wymaga od modela by pozostał w bezruchu co najmniej kilka minut.
Co powodowało takie zamieszanie wokół jej zdjęć? Dwie kwestie: pierwsza to fakt, że na wielu zdjęciach jej dzieci są nagie, czy udają pozy dorosłych. Jej córka patrzy w obiektyw w burzą blond włosów i trzyma papierosa. Druga to fakt, że druga część zdjęć przedstawia często niewygodne dla dzieci sytuacje: a to jej córka pozuje z opuchniętym od użądlenia okiem, krwawiące, czy chore.
Sally tymi zdjęciami wywoła mentalną burzę. Jak to matka pozwala na takie pokazanie swoich dzieci światu. Przecież rodzice zawsze pokazują swoje pociechy w tradycyjny sposób, czyli jak najlepiej, grzeczne i ładnie ubrane. Sally albumem “Immediate Family” wywróciła do góry nogami sposób myślenia Amerykanów i sporej części świata. Nagle okazało się, że wolność na zdjęciach mogą pokazać nie tylko dorośli, ale w pewnych granicach mają do niej prawo również dzieci.
Zdjęcia Sally to jedno. Zawsze jednak zastanawiam się kto się kryję za spustem migawki i jakim jest człowiekiem. Niestety nie miałam oczywiście okazji poznać Sally, ale któregoś dnia zobaczyłam ponad godzinny dokumentalny film o niej i tym jak tworzy. Naturalna, z burzą niesfornych włosów związanych niedbale gumką i niedbale wciągniętych na siebie ciuchach stwarzała wrażenie jakby w filmie znalazła się przypadkiem. Jak dziś pamiętam spokój który od niej bił i niesamowita wyrozumiałość do życia i wszystkiego co niesie. Nie było w niej nic z gwiazdy, pozerstwa, tylko skupiona na pracy artystka, która stara się w bliskim otoczeniu zobaczyć i uchwycić piękno które bez niej minęło by niepostrzeżenie. Film powstawał w momencie gdy u jej męża stwierdzono postępujący zanik mięśni i Sally tą jego kruchość próbowała ująć zdjęciami i oswoić się z widokiem zmieniającej się przez chorobę ukochanym człowiekiem. Poznała go 40 lat wcześniej gdy pojechała odwiedzić rodziców na święta. Ich miasteczko nawiedziła wtedy powódź, która niedaleko domu zniósł wielki blok skały. Trzech mężczyzn próbowało go przesunąć, aż Larry poprosił by się odsunęli i zrobił to sam. To była miłość od pierwszego wejrzenia. A 40 lat później widzimy Sally, która z czułością w ich domu na południu Ameryki patrzy na niegdyś najsilniejszego mężczyznę w mieście, którego fotografuje przy codziennych, prozaicznych czynnościach i próbuje tym zatrzymać obraz człowieka którego kocha.
Uwielbiam spokój bijący z jej zdjęć i fakt, że część kadrów przenosi mnie do idyllicznych momentów z mojego dzieciństwa. Spokój, zatrzymane chwile, zatrzymane na kolejnych kadrach wspomnienia dzieciństwa i wolności każdego z nas. Na pytanie czemu nie wyjechała nigdzie dalej odpowiedziała:”Nie czuję potrzeby szukania tematów gdzie indziej. Wszystko co kocham jest tutaj”. Jest absolutnym fenomenem w naszym świecie, w którym większość ludzi uważa że większość chwil które warto fotografować to te poza domem i daleko. Zazdroszczę jej odwagi w fotografowaniu ludzi których kocha i że nie boi się tego co na zdjęciach zobaczy. Jej córka Jessie po latach w wywiadzie dla jednego z magazynów powiedziała :'Mama nigdy nie była wylewna. Fotografowanie nas było jej sposobem na powiedzenie, jak bardzo nas kocha'.