_KAM2551125.jpeg

 

Fotografująca wszystko wokół. Wegetarianka.Kociara.Biegająca za wszystkim co warte uwagi.

Uzależniona od adrenaliny, pozytywnych wrażeń i wszelkich estetycznych doznań.

California Dreaming

California Dreaming

Każdy kto mnie zna, wie że kocham podróżowanie. Jeszcze sama nie mogć uwierzyć ze w końcu tam lecimy! bo właśnie jesteśmy nad chmurami w drodze do Kalifornii! (jak to pisze, jesteśmy gdzieś nad Grenlandia) Chcieliśmy o tym powiedzieć od dawna, szczególnie Konrad nie miał oporów żeby o tym pisać przed wyjazdem, ale moja płochliwa, trochę przesądna natura poprosiła Konrada, żeby póki nie postawimy nogi na Kalifornijskim lądzie to nie będziemy zdradzać szczegółów wyjazdu ( co by nie zapeszać!) Bo plan o tym, żeby zwiedzić ten niesamowity stan w USA powstał w naszych głowach parę lat temu i jak to z każdym planem, wiadomo, coś wypadło, coś się przesunęło i tym sposobem wizja samochodowego tripu słynną Route 66 przesuwała się na kolejne lata. 

Po wizę wybraliśmy się do Warszawy parę miesięcy temu, odwiedzając przy okazji kilka świetnych miejsc w Warszawie (o czym po powrocie na pewno powstanie osobny post). Niestety nasz kraj dalej nie bierze udziału w ruchu bez wizowym z USA wiec trzeba się było wybrać do konsulatu. Konrad stwierdził, że nigdy nie widział mnie taką grzeczną i wyprostowaną jak wtedy w Ambasadzie. Z trzepoczącym serduchem czekałam czy uda nam się dostać turystyczne wizy czy nie. Radość tym większa, że przyznana na 10 lat więc mogliśmy zacząć planować podróż. (i coś mi intuicja podpowiada że nie ostatnią!)

Oczywiście mój sprytny blogerski plan był taki, że zrobię osobnego posta o tym jak przebiegają nasze przygotowania do wyjazdu, planowanie pakowania, itp. Widziałam dziesiątki świetnych postów o tym jak odpowiednio się zapakować, zrobić potrzebną listę rzeczy itp. I byłabym największą hipokrytka świata gdybym utrzymywała,że tak planowo i dokładnie to u mnie wszystko było.

Jedyne co miałam ogarnięte przed wyjazdem to ciuchy i stylówki na wyprawy nad Pacyfik i dziesiątki niesamowitych miejsc które planujemy zobaczyć. Natomiast w praktyce wyglądało to tak, ze cały tydzień pochłonięta byłam praca, a w sobotę w nocy kiedy mieliśmy wyjezdzać to o 18 zaczęłam sprzątać mieszkanie i ogarniać na wyjazd, a po 22 się pakować. Więc jedyne co mogę napisać w kwestii przygotowań do wyjazdów to absolutnie jak nie brać ze mnie przykładu i jak nie ogarniać swoich walizek na 2 godziny przed podróżą (swoją drogą myślę że takich ludzi pakujących się w chaosie jest więcej i musi ktoś nam kiedyś poradnik napisać jak ch*** się nie pakować:)

Nasza podróż zaczęła się o pierwszej w nocy i oczywiście jak to w ostatnim czasie zalany Szczecin , i tym razem deszczem żegnał nas na jakiś czas. Dwie godziny busem do Berlina na lotnisko Tegel. Profilaktycznie byliśmy tam z dobre półtorej godziny przed odprawa, tak na wszelki wypadek. No i tam zaczęły się schody. Byliśmy specjalnie wcześniej,ale jak żyję nie odprawiałam siebie i bagażu ponad 3,5 godz. Sądziłam, że gdzie jak gdzie ale w kraju, gdzie jak wiadomo Ordnung musi być, to wylecimy punktualnie:) Tymczasem nasza przygoda zaczęła się małym psikusem bo padł im system odpraw i co kilka minut wszystko stawało na kolejne 15 minut wiec odprawa która zazwyczaj trwa koło godziny potrwała dwie i pół a my mieliśmy srogo opóżniony lot do Londynu. Dwie godziny siedzenia w samolocie i wylądowaliśmy w Londynie. Ja osobiście wolałam nie myśleć o tym ze możemy się rozminąć z samolotem do Kali, ale widziałam że Konrad juz na wifi szukał najkrótszej drogi z jednej bramki na drugą i przeglądał mapy Terminala nr 5 na Heathrow. Sprawa nie była taka prosta bo Terminal 5 okazał się być wielkości mini miasteczka i miał 3 osobne budynki pomiędzy którymi kursuje podziemna kolejka.  ( i tu mam przed oczami naszego słodkiego maluszka lotnisko Goleniów z jednym terminalem:)

Odrazu po wylądowaniu, Konrad z GPS'em w głowie kierował nas do kolejnej bramki. Pędzimy bo niby mamy 50 minut to minuty zadziwiająco topnieją. Pierwszy korek, punkt połączeń miedzynarodowych a tam kolejka która przysięgam miała z 10 zakrętów taka była długa. Gdy już przedarliśmy się przez punkt kontroli połączeń i trochę się uspokoiliśmy że zaraz będziemy na miejscu, a wtedy przed nami pojawiła się druga, podobnej wielkości kolejka, tym razem do kontroli bezpieczeństwa czyli znowu laptopy i aparaty do pojemników, zegarki, paski. Jedno jest pewne, jeśli spieszysz się na połączenie lotnicze, to opłaca się podróżować w wygodnych dresach, przynajmniej nic nie pika na bramkach wykrywaczy metali. Przedarliśmy się przez ta odprawę w miarę sprawnie i gdy naszym oczom ukazał się na horyzoncie numer bramki której szukamy, to oczywiście, była to tylko informacja ze musimy zapakować się do kolejki która przetransportuje nas do całkiem innego budynku tego wielkiego terminala. Koniec końców, cali zgrzani, dotarliśmy w sam raz przed zamknięciem odprawy. 

Praktycznie biegliśmy na miejsce, więc ku mojej rozpaczy nie zdążyliśmy wejść do żadnej perfumerii (ach, a widziałam w gazetce w samolocie że mają kilka wersji moich ukochanych perfum Dolce & Gabanna The One <3). Jednak jak zobaczyliśmy jakie samolotowe 2 piętrowe cudo na nas czeka to od razu się rozluźniliśmy.

W momencie w którym będziecie czytać tego posta, jesteśmy już w Kalifornii i przeszliśmy finalną odprawę graniczna w Los Angeles (dla wszystkich tych co nie wiedzieli: nawet to że masz ważny paszport i przyznaną wizę do USA, przelecisz 24 godziny drogi i masz kupiony bilet, nie daje to 100% pewności, że odwiedzisz  kraj. Po wyjściu z samolotu czeka cię jeszcze rozmowa z urzędnikiem na lotnisku i to on zdecyduje, czy do kraju cie wpuści czy nie):)

Lecimy liniami British Airways i komfort lotu to bajka. Bałam się bardzo tej prawie 24 godzinnej podróży, ale w porównaniu do choćby naszych podróży Pkp to lot ich liniami jest po prostu niesamowicie wygodny. Pierwsza kwestia to to, że samolot jest o wiele większy i przestronny, obsługa pokładowa to głównie mężczyźni z nienagannymi manierami, którzy całą podróż naprawdę troszczą się by nic nam nie brakowało.Martwiłam się trochę też czy w ogóle będzie opcja wegetariańska ale i tu niesamowicie miłe zaskoczenie: zapiekany ryż ze szpinakiem i pieczarkami, sałatka makaronowa, deser do tego pyszne lekkie białe i czerwone wino.

Chwilę później panowie przynieśli pięknie zapakowany box z mini przekąskami (ja w ogóle mam fioła na punkcie mini babeczek, deserów i przekąsek, więc podczas tej podróży jestem w swoim wymarzonym raju)ze zdrowymi batonikami musli i naturalną wodą mineralną  (znów mini!:) nawet Konrad był pozytywnie zaskoczony poziomem cateringu, ze swoich podróży pamięta zimne odgrzewane warzywa i serek w pudelku. 

Coś o czym koniecznie jeszcze muszę wspomnieć to że na każdego pasażera czekała poduszka, koc,pasta do zębów ze szczoteczką a także zestaw słuchawek żeby można było skorzystać z opcji którą każdy pasażer ma na przeciwko siebie na fotelu zamontowaną czyli baza filmów i muzyki dvd .I nie ta informacja nie jest sponsorowana:) Jestem pod wrażeniem w jaki sposób można po prostu wygodnie podróżować na drugi koniec świata i być przy tym całkowicie zrelaksowanymi mniej zmęczonym niż na przykład podróżami Pkp po Polsce. ( hahhaha a trochę ich na swoim koncie mam:)

W tej chwili zostały nam jeszcze 4,30 godziny lotu, kończę posta i wracam do książki o Evereście.

Jak macie chwilę zaglądajcie często na bloga i fejsa, zapowiada się dużo pięknego materiału. Na razie nie będę zdradzać jak dużo pięknych rzeczy mamy zobaczyć, jedno jest pewne; zaproście znajomych i znajomych znajomych na bloga bo będzie się działo i to w dodatku wyjątkowo pięknie, podrózniczo i w pełni tego słowa znaczeniu lifestylowo <3

Będziemy w kontakcie!

California Dreaming II

California Dreaming II

Świnoujście i Ahlbeck

Świnoujście i Ahlbeck