_KAM2551125.jpeg

 

Fotografująca wszystko wokół. Wegetarianka.Kociara.Biegająca za wszystkim co warte uwagi.

Uzależniona od adrenaliny, pozytywnych wrażeń i wszelkich estetycznych doznań.

Kafle

Kafle

Pomysł na to, by do lokali i kawiarni, jakie zamierzam opisywać na blogu, dołaczyly szczecińskie Kafle pojawił się już w mojej głowie w wakacje. W tym czasie wpadałam tam kilka razy na kawę praktycznie zawsze trafiając na miejscu na właścielkę lokalu, która już wtedy zauroczyła mnie swoim ciepłym, serdecznym podejściem i zaczarowała filiżankami mocnej i aromatycznej kawy. 

Kafle znajdują się na Końskim Kieracie, zaraz na przeciwko Akademii Sztuk Pięknych i praktycznie drzwi w drzwi ze Związkiem Artystów Polskich. Ten artystyczny charakter do okoła miał duzy wpływ na Kafle i jego wystrój. Cyklicznie organizowane są tam bowiem wystawy artystów wszelkiego rodzaju : od fotografów, po malarzy, grafików i wszelkie artystyczne formy. Różny jest też poziom prac tam prezentowanych: od nieznanych i początkujących artystów po tych bardziej doświadczonych. Łączy je jedno: by w ciepłej atmosferze przy dobrej kawie zapatrzeć się na coś pięknego,  wiszącego na ścianie. Kafle jako kawiarnia promująca szczecińskich artystów nie ograniczają się do wystaw i wernisaży u siebie, wspierają też wszelkie artystyczne formy jak performance, nawet jeśli dzieje się to u nich przed witryną kawiarni.

Więc kto stoi za Kaflami? :) Małżeństwo: Asia i Daniel którzy swoją pasją i miłością do kawy chcą zarazić wszystkich swoich klientów. Z pasji, jaką jest dla nich celebrowanie całego rytuału związanego z parzeniem kawy, stworzyli miejsce niesamowicie ciepłe,  z domową atmosferą. Można spróbować u nich wszystkiego: tradycyjnej czarnej kawy z expresu czy bajeranckich form parzenia jak Chemexy, dripy i inne cuda podkreślające smak kawy dla bardziej wyrafinowanych smakoszy (jak K. bo ja niestety bądź stety zawszę skuszę się na jakieś Capuccino czy smakowe Latte:P). A jest w czym u nich wybierać bo z wielką pieczołowitością dobierają u siebie ziarna z których później wyczarowują kawowe cuda. Są wsród kaw do wyboru takie smaki jak Czarny deszcz z Wrocławia, The Barn z berlińskiej kawiarni w kórej mieliśmy okazję zobaczyć proces wypalania przy ostatniej wizycie w Berlinie i spróbować kilku innych rodzajów kawy które na pewno zaspokoją bardziej wymagających klientów. Bo gdy spytałam właścicieli co jest największą mocą Kafli to zgodnie i jednomyślnie odpowiedzieli że KAWA.

A do kawy u nich, żeby była pełnia szczęścia,  można zamówić przepyszne hummusy z chlebem z zaprzyjaźnionej piekarni i warzywnymi dodatkami. Dostępne sa też wegańskie ciacha (sernik, który kiedyś u nich jadłam z malinami i serkiem z orzechów nerkowca to było jakieś kuliarne mistrzostwo i nigdy nie zrozumiem jak można coś tak dobrego zrobić bez pieczenia) więc mało tego że mają pyszne kawy to jest to miejsce wegetariańskie. Kafle bowiem pierwotnie były prowadzone przez Anię, znajomą Asi i Daniela, która przekazała lokal w dobre, znajome ręce. Idee Ani, czyli wegetariański klimat i promowanie lokalnej sztuki i kultury zostały w pełni zachowane, nie chcieli również zmieniać za bardzo wyglądu lokalu: dodali więcej światła (wszystkie lampy w kawiarni są zrobione ręcznie), dodali domowe dodatki jak wygodne poduchy do siedzenia w wielkim oknie (najlepsza miejscówka w całym lokalu, można wygodnie z kubkiem kawy w ręku obserwować całą ulicę siedząc wygodnie na miękich poduchach), a jak ktoś woli poczytać sobie książkę słuchając z winylowych płyt utworów Chopina czy czegokolwiek dusza zapragnie to też nie ma problemu bo i książek i płyt w Kaflach kolekcja jest spora. Fajne jest to, że możesz im wypożyczyć płytę, podpisać ja, wypić kawę a potem wrócić za pól roku i ją zabrać z powrotem bo wszelkie zostaną miło przyjęte do kolekcji, a później zwrócone właścicielowi. Na miejscu są też pięknie wydane magazyny o kawie, czy pisma które bardzo cenię za wizualną oprawę jak Kukbuk:)

Dawna włascicielka ma jednak istotny ślad - nazwa lokalu wzięła się nieprzypadkowo. Wszystkie płytki które znajdują się w sercu lokalu - czyli przy expresie, zrobiła własnoręcznie Ania. Na miejscu można napić się również kawy z ręcznie robionej porcelany autorki, a jak komuś spodoba się na tyle, że nie będzie mógł się z nimi rozstać to część z recznie robionej kolekcji można kupić. Wiem, że marzenie Asi o posiadaniu własnej kawiarni kiełkowało parę lat, że te parę lat pomogło jej wniknąć mocniej w cały kawiarniany światek i poszerzyć wiedzę w tym temacie, ale dzięki temu udało się stworzyć im miejsce w którym tak naprawdę wszyscy mogą czuć się dobrze. Gdy zapytałam się Asi, kto ich odwiedza to powiedziała wprost: wszyscy. Babcie które wychodzą z kościoła i chcą poplotkować, rodziny z dziećmi które mają tam swój kącik i mogą sobie rozłożyć kolejkę przez cały lokal bawiąć się ciuchcią, artyści omawijący swoje nowe projekty, bariści którzy wpadają napić się dobrej kawy i wszyscy pozostali. Mnie urzekła ilość dobrej energii i ogromne serducho które wkładają żeby KAŻDY czuł się u nich dobrze. Jest ciepło, sympatycznie, rodzinnie, można przy kawie pogadać o wyprawie na Islandię, o muzyce. Można złapać książkę i odizolować się od świata, czy posiedzieć i przy czymś dobrym posłuchać muzyki. Tak naprawdę na tej małej przestrzeni strasznie dużo można i to szalenie mi się u was podobało.

 

Subiektywna lista najmocniejszych fotografii

Subiektywna lista najmocniejszych fotografii

Bajgle Króla Jana

Bajgle Króla Jana