_KAM2551125.jpeg

 

Fotografująca wszystko wokół. Wegetarianka.Kociara.Biegająca za wszystkim co warte uwagi.

Uzależniona od adrenaliny, pozytywnych wrażeń i wszelkich estetycznych doznań.

SUP!

SUP!

Będąc w Kalifornii spróbowałam kilku nowych rzeczy. Był już miesięczny wegański czas kiedy produkty pochodzenia roślinnego wypełniły prawie w całośći moją dietę i poznałam wtedy dziesiątki nowych smaków. Było bieganie w najbardziej ekstremalnych dla mnie warunkach i pobicie osobistego rekordu na 5 km (26 minut!) czy pierwsze najwyższe dotąd wejście na szczyt na wysokość ponad 3000 tys metrów. Spróbowałam pływania w oceanie z mini deską co przypłaciłam oczywiście rozwalonym krwawiącym kolanem i wspaniałymi wrażeniami. Była jazda trasami rowerowymi z najbardziej bajecznym krajobrazem Kalifornii jakie można sobie wyobrazić. Był też i relaksujący SUP w zatoce nad Oceanem, który okazał się jedną z najbardziej uspokajających rzeczy jakie spróbowałam w życiu.

SUP czyli po ichniemu Stand Up Paddleboard. Jest niczym innym jak sportem wodnym który na dobrą sprawę można uprawiać na każdym akwenie wodnym. Może to być jezioro, rzeka, zatoka, czy jak masz odrobinę więcej balansu i formy to morze a nawet ocean. Deska podobna do windsurfingowej, może być plastikowa lub o specjalnej konstrukcji którą wypełnia się powietrzem. Sport ten wywodzi się z Hawajów, a dokładnie powstał na potrzeby instruktorów surfingu, którzy próbując ogarnąć swoich kursantów, potrzebowali szybkiego przemieszczania się pomiędzy adeptami:) Dzięki swojej prostocie i uniwersalności wód na których można na nim pływać, szybko stał się popularny na całym świecie. Pływasz na niej początkowo półsiedząc, później na kolanach, by po paru minutach czuć się już na tyle pewnie że stoisz na niej i płyniesz odpychając się wiosłem. Proste? Proste! Chwilę później wystarczy stać w miarę stabilnie, złapać równowagę i płynąć w sobie tylko znanym kierunku.

Moja przygoda z SUP-em rozpoczęła się w zatoce niedaleko Redondo Beach. Przystań jachtowa, statki a pośrodku tego wszystkiego wypożyczalnia i szkoła Paddleboardingu. Szkoła to chyba za dużo powiedziane, szkolenie trwało może z 3 minuty z czasem w którym pan trzymał deskę:) Pierwsze chwile na niej i byłam pewna Ok tym razem to sobie posiedzę. Po paru minutach jednak nie wybaczyłabym sobie gdybym nie spróbowała i podziwiałam zatokę przy Oceanie już z zupełnie innej perspektywy. Nie dziwiłam się wcale że obok odbywały się zajęcia jogi na SUP-ie. To idealne połączenie: natura i przebywanie na powietrzu. Odpowiedni balans i ćwieczenia na desce. Sama byłam zdziwiona jak szybko można uspokoić myśli podczas pływania i też ile energii to kosztuje. Oraz w jak niczym nie przypomina niczego co dotąd próbowałam czyli kajaków czy jakiejkolwiek innej aktywności na wodzie. Tylko Ty, cisza na wodzie, słońce i jedyny hałas który był w zatoce to platforma na której wylegiwały się foki-uszatki które żyją tu naturalnie i w absolutnej wolności. Jedna z nich podpłynęła do nas i mieliśmy okazję podziwiać jej uroczy pyszczek z odległości jakiś dwóch metrów.

Wideo poniżej:

Idealne krajobrazy, czysta woda, absolutny brak rekinów których ciągle wypatrywałam (tak, sceny ze “Szczęk” są mocno zakorzenione w mojej głowie), sporo pozytywnej aktywności  i mega szybkie tętno kiedy próbowałam płynąc z zawrotną dla mnie szybkością (czego zupełnie nie potwierdza filmik z GoPro ) oto czym był SUP dla mnie w Cali <3

 

Jesienne wibracje

Jesienne wibracje

Santa Monica

Santa Monica