_KAM2551125.jpeg

 

Fotografująca wszystko wokół. Wegetarianka.Kociara.Biegająca za wszystkim co warte uwagi.

Uzależniona od adrenaliny, pozytywnych wrażeń i wszelkich estetycznych doznań.

Berlin

Berlin

Już za dwa dni wybieramy się w mały Trip po Berlinie. W planach mamy zobaczenie kilkunastu galerii, muzeum, kawiarni i przede wszystkim fajowych miejscówek do zdjęć. Lista jest długa i ciągle coś do niej dochodzi więc gdyby komuś wpadło coś fajnego do głowy a nie jest to fotka przy bramie Branderbusrkiej czy fontanna przy Alexanderplatz to chętnie dołaczymy do naszej listy do zobaczenia.

W Berlinie byliśmy ostatnio na walentynki tego roku (tak, wyszło nawet romantycznie) jeden dzień, ale mimo podjeżdzania gdzie się dało metrem i tak zrobiliśmy na pieszo 23 km. A było co zwiedzać. Pojechaliśmy głównie pod względem wystawowym. Głównym zamiarem było zobaczenie wystawy Helmuta Newtona, tego Pana przedstawiać nikomu nie trzeba, jeden  z najwybitniejszych fotografów świata mody, z wybitnym poczuciem humoru i estetyki.  Fundacja Newtona - Muzeum przy Jebensstraße 2, nasz cel nr 1 na liście.  Muszę przyznać, że to najmądrzej wydane 10 euro w całym moim życiu jeśli chodzi o kulturę. Widziałam parę zdjęć wystawy więc sądziłam, że wiem czego się spodziewać, a ta kolekcja po prostu mnie zmiażdzyła. Po 3 godz wyszłam stamtąd z K. na miękich nogach  i ze łzami w oczach. Czegoś tak niesamowicie przemyślanego nie widziałam, czuć nad tą wystawą mądrą rękę June żony Helmuta, która przez lata uczestniczyła przy produkcji sesji, a po śmierci męża tak zarządza jego dorobkiem artystycznym, że pamięć o nim jest świeża nawet 11 lat po jego śmierci.


Zdjęcia powieszone są tematycznie, w wielkim formacie, odpowiednio oświetlone, i setki twarzy na nich: topowych modelek, aktorek, projektantów, muzyków. Ale to co mnie szczególnie rozczuliło to ubrania Newtona za gablotką z zółtymi skarpetkami które zakładał do białych spodni:) notatki i listy które wymieniał z naczelną świata mody Anną W. i odwzorowanie pokoju w którym pracował. Magia. Zresztą tu nie ma co o tym pisać, trzeba iść, zobaczyć, przeżyć i już.


Zdjęcia telefonem robione z największym trudem, po nocach mi się śni donośny głos jednej z pracownic fundacji która chodziła za mną ciagle drąc się "no fotografiren":) że na każdy taki okrzyk po niemiecku staję na baczność i się czułam jakby ktoś do mnie strzelał to już nie wspomnę.:)


Bezpośrednio przy muzeum działa fantastyczna księgarnia z albumami fotograficznymi z całego świata. Znaleźliśmy i Hiddo i Petera Lindbergha i Leibovitz (za którą K. w ogóle nie przepada). Do tego masa plakatów Helmutowskich i innych fotograficznych drobiazgów. W zasadzie jak to teraz piszę to szczerze się zastanawiam czemu stamtąd wyszliśmy:)


Równocześnie z wystawą Helmuta, była wystawa drugiego czołowego fotografa mody Mario Testino zatytułowana "In your face" w budynku Kulturforum. Tu też znane modelki, aktorki patrzą na nas ze świetnie wydrukowanych zdjęć. Inna, bardziej hollywodzka estetyka zdjęć, inny rozmach produkcyjny, nie da się odmówić Testino talentu i sama wystawa też zachwycająca, ale że król jest tylko jeden to cieżko było po Newtonie zachwycić równie mocno:)


Szukałam w necie miejsc gdzie wystawiane są zdjęcia różnych autorów i tak trafiliśmy na przepiękną, schowaną za bluszczem galerię Camera Work. Piękny biały budek, misternie zrobione białe drzwi, jasny oświetlony korytarz, przejście zielonym obrośniętym zewsząd bluszczem podwórkiem i w końcu kolejny jasny budynek, przeszklony, idealne połączenie bieli, szkła, betonu i zdjęć.czyli estetyczne połączenie które najbardziej mi odpowiada. W środku wystawa zatytułowana "Love" i w niej cała fotograficznie rozumiana miłość świata. Wiekszość zdjęć można było kupić, jako że to oryginały, szkoda że nie miałam przy sobie 46 tyś Euro bo mogłabym kupić zdjęcie Katte Moss zrobione przez Stevena Kleina:)

Jako że zdjęciowo się nasyciliśmy to trzeba było inny głód iść zaspokoić i z polecenia Jadłonomii www.jadlonomia.com wybraliśmy się do jednej z licznych wegetariańskich knajpek. Padło na Burito Baby meksykańskie wege jedzenie. Totalnie na drugim końcu Berlina, nie oznaczony w żaden sposób lokal bez nazwy. Widać Ci co mają tu trafić, trafią. Na miejscu super miła wyluzowana obsługa, ludzie, pomiędzy ludźmi ich pieseły i nikomu to nie przeszkadza. Do tego przepyszne tortille z czarna fasolką, świeżą kolendrą, limonką i guacamole. Do tego orzeźwiająca lemoniada. pycha.

Dobrze, że już za 3 dni tam wracamy. Wypijemy milion kaw, przejdziemy dzielnice Kreuzberga wzdłuż i wszerz chłonąc atmosferę berlińskiego luzu. Zwiedzimy kilkanaście galerii, mamy kilka miejsc wytypowanych na niesamowite foty, a w planach meksykańskie mega drineczki, jedzenie na zielonych dachach Berlina i koncerty jazzowe. Bo Berlin tak wszystko pięknie łączy. Tylko 3 dni:)

Jesienne placuszki z cukini

Jesienne placuszki z cukini

Choszczeńska 10'siątka.

Choszczeńska 10'siątka.